15 listopada 2023

Dzień 6: Rzeka Mara i niezdecydowane gnu

Tego dnia wyjechaliśmy później niż zwykle. Albert zasugerował taki czas, bo chciał żeby przyroda się rozbudziła. Wyruszyliśmy w kierunku rzeki Mara. W planie wyprawy był to jeden z najważniejszych dni. Jak już pisałem w relacji z poprzedniego dnia, w tym roku migracja przebiega niestandardowo. Zwierzęta zamiast pójść na północ, w kierunku rzeki, pozostały w centralnym Serengeti lub poszły na zachód. Na północy pozostały pojedyncze stada, które jak się okazało zamiast iść w kierunku Masai Mara, chcą wracać przez rzekę do Serengeti.

W biegu rzeki, dla lepszej orientacji, wyznaczone są tzw. crossing points, czyli miejsca w których zwierzęta najchętniej forsują rzekę. Oznaczono je liczbami od zera do dwanaście. My skierowaliśmy się w kierunku crossing point oznaczonego cyfrą 2, ponieważ tam obserwowane były dzień wcześniej stada gnu.

Dzień zaczął się świetnie. Przy samym crossing poincie 2 natrafiliśmy na rodzinę słoni, które nic sobie nie robiąc z pływających w rzece krokodyli, przekroczyły ją. Nurt wody na tych dużych zwierzętach nie zrobił wielkiego wrażenia i spokojnie przeszły na drugi brzeg. Jedynie najmniejszy z nich, ochraniany przez starsze osobniki, widoczny był jak peryskop łodzi podwodnej – przechodził rzekę całkowicie zanużony – wystawała tylko trąba.

Słonie to były zwierzęta, które zdominowały dzień. Jeżdżąc między crossing pointami natrafiliśmy na wielkie stado, liczące około pięćdziesięciu osobników. Dorosłe i dużo młodych. W takiej ilości jeszcze słoni nie widziałem. To stado towarzyszyło nam niemal prze cały czas.

Z gnu i zebrami to była zabawa w kotka i myszkę. Najpierw spotkaliśmy jedno stado na crossing point 2, po tzw. „kenijskiej stronie Mary”. Po naszej stronie było tylko jedno młode gnu, które rozpaczliwie ryczało i biegało szukając matki. Stado chciało do niego dołączyć, ale nie mogło zdecydować się, w którym miejscu. W końcu zwierzęta pobiegły w kierunku crossing point 0. Tam połączyły się dwa spore stada. W sumie kilkaset sztuk i wyglądało na to, że będą przechodziły rzekę. Przeszły pierwsze zebry, które dołączyły do swoich towarzyszy będących już po naszej stronie. Kilka gnu weszło do wody i wtedy, pod presją turystów, jeden z kierowców innego auta, popędził samochodem na brzeg, żeby zająć jak najlepsze miejsce. W ten sposób spłoszył gnu, które w panice i tumanach kurzu wróciły na brzeg. Z daleka widać było przestraszoną minę tego chłopaka. Zepsuł najlepszą tego dnia próbę przejścia zwierząt przez rzekę. Krokodyle pływające w rzece, tego dnia musiały obejść się smakiem. Kilka zebr, które przeszło na naszą stronę zostało powitanych przez członków stada. Ewidentnie się rozpoznały, ocierając się o siebie i szturchając. Postanowiliśmy poczekać co się będzie dalej działo. Po jakiejś godzinie, znowu zanosiło się na próbę przejścia, jednak gnu zrezygnowały. Przez kilka chwil wydawało się, że ruszą chociaż zebry, bo na naszym brzegu były inne z ich stada, ale te też zrezygnowały. Opis tych wszystkich prób nie oddaje emocji, które towarzyszą oglądaniu takiego spektaklu. Wyczekiwanie, potem rozczarowanie i znów wyczekiwanie. I tak w nieskończoność, czas płynie, ale absolutnie się nie dłuży.

Z uwagi na to, że dostrzegliśmy następne stado na crossing point 1, zdecydowaliśmy się tam pojechać. Było duże, ale brzeg bardzo wysoki. Mimo to zwierzęta dawały oznaki chęci przejścia przez rzekę. Albert mówił, że czasami gnu zwyczajnie skaczą z tego brzegu. Cieszył go też brak zebr, bo jak mówił „zero brain”, czyli bezmyślne gnu, zdecydowanie chętniej idą same. Niestety pojawiły się zebry. I po naszej i po „kenijskiej” stronie. Połączone stada podjęły kilka prób przejścia, ale zawsze rezygnowały, bo jedna z zebr na naszym brzegu przeraźliwie ryczała i je odstraszała. Staliśmy samochodem na skarpie, w dalszej odległości od brzegu i nie widzieliśmy co się działo w rzece. Do samego koryta nie powinno się bowiem podjeżdżać zanim kilka pierwszych gnu nie przejdzie na drugi brzeg. Wtedy reszty stada nic już nie powstrzyma. W przeciwnym razie samochody zwyczajnie mogą wystraszyć zwierzęta.

Po ponad 5 godzinach oczekiwania, Albert dostał wiadomość, że jakieś 45 minut jazdy od nas spaceruje nosorożec czarny. W Tanzanii występują tylko nosorożce czarne, a zobaczenie jakiegokolwiek na wolności z bliska jest gratką. Zostawiliśmy więc rzekę, gnu i zebry i popędziliśmy w stronę nosorożca. Udało nam się dojechać zanim nosorożec zniknął. Widzieliśmy go z odległości może pięćdziesięciu metrów. Przez lornetkę bardzo dobrze, na wyraźne zdjęcia nie było jednak szans.

Powoli zaczęło zmierzchać. Najpóźniej do 19:00 musieliśmy dojechać do naszego obozowiska, inaczej kierowcy groziły wysokie kary. A byliśmy bardzo daleko od Heritage Mara Migration Camp. W międzyczasie zrobiliśmy krótki postój na lądowisku Kogatende i dalej pojechaliśmy bardzo szybko. To znaczy Albert pędził, a ja pilnowałem czasu. Jechaliśmy w ciemnościach, Albert tylko od czasu do czasu włączał światła, żeby nie sprowokować strażników i nie dać im pretekstu do kontroli. Stres ten kosztował emocjonalne Alberta bardzo dużo, ale do obozowiska dotarliśmy dokładnie o 18:58.

Kontakt Z NAMI

DANE FIRMY

AfricanFive.com Sp. z o. o.
NIP: 1182261266
REGON: 525184210

SIEDZIBA FIRMY

ul. Traugutta 14
05-870 Błonie
Polska