Po śniadaniu pojechaliśmy do centrum Ataru. Przede wszystkim po to, żeby uzupełnić zapasy wody, żywności i paliwa. Korzystając z okazji mieliśmy okazję pospacerować po lokalnym rynku. Rynek w Atarze to ubogie stragany rozstawione wzdłuż uliczek. Kupującymi są głównie lokalni mieszkańcy. Można tu nabyć wszelakie produkty żywnościowe, odzież, obuwie, garnki, etc.. Z żywności dominuje mięso. Mimo znacznej odległości od oceanu sprzedawane są nieprzebrane ilości świeżych ryb. Dostępna jest koźlina, a nawet szaszłyki z grillowanego mięsa wielbłądów. Zdecydowanie mniej jest płodów rolnych, a ich różnorodność jest niewielka. Są przywożone głównie z Maroko. W Mauretanii uprawy są możliwe jedynie w nielicznych oazach. Uprawia się tam głównie palmy daktylowe. Od czasu do czasu, po drodze zdarzało nam się mijać porzucone poletka, na których niegdyś sadzono arbuzy. Ale kiedy wyschły źródełka służące do nawadniania pól, mieszkańcy je porzucili. Jedynym dowodem na ich dawne istnienie są druciane ogrodzenia chroniące kiedyś uprawy przed wielbłądami.
Po spacerze, pojechaliśmy w kierunku Choum. Po drodze zatrzymaliśmy się przy ruinach francuskiego fortu zbudowanego przez Xaviera Coppolaniego, który swoimi rządami w imieniu Francji, terroryzował kraj. Krwawe rządy Coppolaniego wykreowały mauretańskiego bohatera narodowego – Sidi Seghir Ould Moulay Zeina. W ustnych, przekazywanych z pokolenia na pokolenie opowieściach, przedstawiany jest jako siłacz, który po zabójstwie ukrył się w stadzie kóz i tak uciekł ścigającym go Francuzom. Coppolani zaś skonał w ramionach podobno swojego wieloletniego partnera – pisarza i żołnierza Roberta Randau.
Choum to wieś rozlokowana wzdłuż torów żelaznego pociągu i dająca nazwę pobliskiemu tunelowi kolejowemu. Kiedy zatrzymaliśmy się na stacji kolejowej szybko osaczyła nas grupka miejscowych dzieciaków. Mnie szczególnie ujął jeden z nich, 3-4 letni malec. Kiedy jego towarzysze nękali naszą grupę prosząc o „cadeau”, co po francusku oznacza prezent, to on jako jedyny bardziej zainteresowany był oglądaniem nakręconych przeze mnie w Chinguetti filmów. Niestety na końcu w Choum spotkało nas widowisko, jakich często jestem świadkiem w biednych afrykańskich krajach. Z sympatii dla tego małego chłopaczka, który oglądał filmy, dałem mu czekoladowy batonik. On oczywiście pochwalił się zdobyczą całej reszcie dzieciaków i wywiązała się między nimi regularna bójka. Niestety nie mieliśmy więcej batoników.
W taki sposób, niepomny wcześniejszych doświadczeń, zamanifestowałem europejską głupotę. Szczęśliwie, nie aż tak wielką jak ta francuska, związana z budową tunelu w Choum.
Tunel zwany jest pomnikiem europejskiej głupoty w Afryce. Francuzi wykuli go w skałach kończąc budowę w 1962 roku, żeby linia kolejowa, którą transportowali rudę żelaza z Zouerat omijała ówczesne terytorium kolonii hiszpańskiej, dziś znane pod nazwą Sahary Zachodniej. Tunel ma 2km długości i działał niecałe 2 lata. A zbudowany został wielkim kosztem. Niedługo później Mauretania uzyskała niepodległość, co więcej całą linia kolejowa znalazła się na jej terytorium bez potrzeby korzystania z tunelu. W obecnych czasach, w tunelu zatrzymują się na piknik takie grupy jak nasza.
27 maja zaplanowaliśmy nasz nocny biwak w okolicy monolitu Ben Amira. Aby tam dojechać przemierzaliśmy krętą drogę, wykorzystaną w programie Top Gear Jeremiego Clarksona. Jak powiedział Bouh to jedna z najbardziej niebezpiecznych dróg w kraju.
Monolit Ben Amira to największy granitowy monolit na świecie. Spośród wszystkich monolitów, wielkością ustępuje jedynie monolitowi Uluru w Australii, który jest piaskowcem. Wysokość Ben Amira to 633 m.n.pm. Dopiero stojąc u jego podnóża można w pełni docenić te rozmiary.
Drogę spod monolitu do miejsca wybranego na obozowisko spędziłem na tzw. „pace”. Razem z Bouhem wskoczyliśmy na otwarty bagażnik Toyotu Hilux i w ten sposób kontynuowaliśmy jazdę. Chociaż przez chwilę udało mi się poczuć tak jak, zwykle podróżujący w ten sposób, lokalsi.
Zapowiadała się ciężka noc z uwagi na szalejący wiatr. Intuicyjnie wybrałem na miejsce rozbicia mojego i Moniki namiotu szczyt kilkumetrowej wydmy. Podobnie zrobił Waldek. I tej nocy tylko nasze namioty oparły się powiewom wiatru. Pozostałe, rozstawione poniżej wydmy, były w nocy zdmuchiwane przez silny wiatr. Dodatkowo późno w nocy przy namiotach mieliśmy niespodziewanych gości. Obudziły mnie jakieś hałasy na zewnątrz. Kiedy wyjrzałem przez okienko zobaczyłam dwa stworzenia podobne do lisa. Nieopatrznie spłoszyłem je światłem latarki, którą zapaliłem, aby im się przyjrzeć. Jak się okazało, widział je w nocy również Bouh. Były to fenki, tzw. liski pustynne. Dobrze zapamiętałem zdjęcie tego zwierzęcia z podręczników do biologii, jeszcze z czasów szkoły podstawowej. Nigdy nie przypuszczałem, iż kiedyś będę spał w namiocie, wokół którego będą one biegały. To była niesamowita nocna niespodzianka.
AfricanFive.com Sp. z o. o.
NIP: 1182261266
REGON: 525184210
ul. Traugutta 14
05-870 Błonie
Polska
Phone: +48 790 628 385
Phone: +48 505 196 202
Email: africanfive.travel@gmail.com
Email: info@africanfive.com