Około 8:00 żelazny pociąg zatrzymał się na przedmieściach Nouadhibou (pl. Nawazibu). Wszyscy przyjęliśmy to z ulgą i jak najszybciej opuściliśmy wagon. Po drodze widzieliśmy naszych kierowców jadących wzdłuż torów kolejowych. I rzeczywiście po kilku chwilach pakowaliśmy się już do samochodów.
PO kilkunastu minutach wjechaliśmy do Nouadhibou. Jest to drugie, jeśli chodzi o liczbę mieszkańców kraju miasto (ok. 120 tys), ale jednocześnie najbogatsze. Zlokalizowane są tutaj największe zakłady przemysłowe, mają siedziby instytucje finansowe, prężnie działa rybołówstwo i handel wszystkim, co z morza jest wyławiane. Przejeżdżając przez centrum miasta było to widać. Ulice, domy, wszystko wyglądało lepiej, niż w Nouakchott. Z drugiej strony jest to również centrum nielegalnego przemytu imigrantów na Wyspy Kanaryjskie. Efekty tego przemytu mogliśmy zobaczy na własne oczy następnego dnia.
Na odpoczynek i nocleg zatrzymaliśmy się w oberży w centrum miasta, tuż nieopodal mieściła się siedziba UNICEF i obóz dla nielegalnych imigrantów. Oberża była bardzo skromna, ale po kilku dniach mogliśmy znowu skorzystać z prysznica, zrobić drobne pranie i poleżeć na łóżkach.
Po sjeście pojechaliśmy w kierunku południowego krańca Cap Blanc (inaczej cypel Ras Nawazibu). Przejeżdżając minęliśmy oczyszczone z wraków statków wschodnie wybrzeże tego cypla. Jeszcze kilkanaście miesięcy wcześniej istniało tam największe cmentarzysko statków. Rząd Mauretanii sprzedał je niedawno Chińczykom, którzy bardzo sprawnie i szybko pozbyli się wraków. Zostały one pocięte i wywiezione.
Na południowym krańcu przylądka Cap Blanc znajduje się latarnia morska, a rodzina Bouha prowadzi malutkie muzeum morskie. Przylądek ten jest również siedliskiem foki – mnichy śródziemnomorskiej. Tego dnia z powodu dużego wiatru fok na żywo nie zobaczyliśmy. Widzieliśmy je jedynie w muzeum.
Wieczorem wróciliśmy do Nawazibu na spacer po mieście i kolację. W międzyczasie zanotowaliśmy jeszcze stłuczkę. Jakiś lokalny kierowca „wbił się” w tył samochodu Abdulaja. Kierowcy zostali przy samochodach czekając na policję, a my spacerkiem udaliśmy się przez miasto do włoskiej (!) restauracji, w której Bouh zaplanował nam kolację. Idąc prze miasto mijaliśmy wiele domów wyglądających na bogate i zadbane, przeszliśmy też obok lokalnego lotniska oddzielonego jedynie murem od głównej ulicy miasta. Z tego lotniska latają samoloty AirMauretania do Nouakchott oraz do stolicy Sahary Zachodniej – Dakhli. Jako ciekawostkę warto wspomnieć, że w mieście widzieliśmy kilka boisk piłkarskich, takich w stylu naszych „Orlików”. Wszystkie ze sztuczną trawą, zadbane i przyozdobione muralami gwiazd futbolu, głównie z Argentyny i Brazylii.
Wieczór zakończyliśmy w restauracji Venezia. To restauracja, jak na mauretańskie warunki bardzo europejska. Lokal pełny był mieszkańców miasta, przyszli tutaj obejrzeć finał jednego z europejskich pucharów w piłce nożnej. Tego akurat dnia grał Olympiakos Pireus z Fiorentiną. Tej nocy pierwszy raz od wyjazdu na Saharę spaliśmy w łózkach. Musieliśmy odespać bezsenną noc z pociągu.
AfricanFive.com Sp. z o. o.
NIP: 1182261266
REGON: 525184210
ul. Traugutta 14
05-870 Błonie
Polska
Phone: +48 790 628 385
Phone: +48 505 196 202
Email: africanfive.travel@gmail.com
Email: info@africanfive.com