Pod złotym niebem Kafue

O świcie, gdy mgła jeszcze leniwie snuła się nad rzeką, żegnaliśmy Gilmore’a i Julię na starym drewnianym pomoście KaingU Lodge. W ich oczach odbijała się duma z miejsca, które stworzyli – nie tylko dla siebie, ale i dla ludzi, którzy tu żyją od pokoleń. KaingU to niezwykła lodga. To dom, w którym goście stają się częścią rodziny. Rozmawialiśmy przy ognisku, o tym, jak Gilmore i Julia wspierają lokalną społeczność i o tym jak ta społeczność odwdzięcza im się w potrzebie. To oni wybudowali szkołę dla dzieci z okolicznych wiosek, to oni zatrudniają ludzi z sąsiedztwa, ucząc ich, że turystyka może dawać nadzieję, a nie tylko zabierać.

Ruszamy na południe, przez fragmenty parku Kafue, gdzie krajobraz zmienia się jak w kalejdoskopie. Najpierw liście, jakby przeniesione z polskiej złotej jesieni, szeleszczą pod kołami. Potem nagle surowa, wypalona słońcem sawanna, gdzie każdy krzak walczy o kroplę wody. Słońce wspina się coraz wyżej, a światło rozlewa się po trawach, czyniąc je niemal przezroczystymi.

Dojazd do Mukambi Lodge to kolejna przygoda. Przeprawa promem przez szeroką rzekę Kafue ma w sobie coś z dziecięcej ekscytacji. Prom prowadzi Maggie – dziewczyna o ramionach i nogach pokrytych tatuażami, z kolczykami w brwiach i na całej twarzy i spojrzeniem, które mówi, że nie boi się niczego.

Popołudniowy objazd parku z Deanem to spotkanie z dziką Afryką w jej najbardziej pierwotnej formie. Widzimy wielkie stada bawołów, które leniwie przesuwają się przez równinę, podnosząc tumany kurzu. Dalej – rodzina słoni, majestatyczna i czujna. Dean mówi, że jeszcze kilka lat temu w Kafue kłusownicy byli codziennością. Słonie pamiętają tamte czasy – są nerwowe, nieufne, gotowe do obrony. Gdy zbliżamy się zbyt blisko, jedna z samic podnosi trąbę, rozkłada uszy i rusza w naszą stronę. Przez chwilę czujemy, jak serca biją szybciej. Dean cofa powoli, szanując granicę, której nie wolno przekroczyć. To nie jest safari dla turystów – to lekcja pokory wobec natury, która wciąż leczy rany po ludzkiej chciwości.

Wieczorem, w Mukambi, czeka na nas kolacja inna niż wszystkie. Śpiewy i tańce ekipy, śmiech, dźwięk bębnów. Celebrujemy urodziny Moniki – świeczki na torcie, życzenia, które płyną z serca. Pracownicy Mukambi śpiewają w swoich językach, mieszają rytmy, zapraszają do tańca. Przez chwilę wszyscy jesteśmy jedną rodziną, bez podziałów, bez granic.

Gdy gasną światła, a noc nad Kafue rozciąga się jak czarny aksamit, zostajemy z myślą, że Afryka to nie tylko krajobrazy i zwierzęta. To ludzie, ich historie, ich codzienna walka i radość. Kafue zostaje z nami na długo, jak echo, które nie chce ucichnąć.

Facebook
Twitter
LinkedIn
Dlaczego podróżnicy wybierają AfricanFive?