17 MAJA 2024

Dzień 1: NOUAKCHOTT

16 maja późnym wieczorem, z dużym opóźnieniem wylądowaliśmy na międzynarodowym lotnisku Oumtounsy w Nawakszut, stolicy Mauretanii. Dotychczasowe doświadczenia nauczyły nas, że działanie głównego lotniska, odzwierciedla zwykle sposób funkcjonowania całego kraju. Lotnisko w Nawakszut jest znakomitym przykładem tej prawidłowości. Procedura wizowa przebiega tam w niespiesznym tempie. Najpierw wszystkich obcokrajowców przesłuchuje po kolei jeden oficer imigracyjny. Tworzy to długą i powoli przesuwającą się kolejkę. Następnie w trzech różnych pokojach sprzedaje się wizy. 55 EURO za sztukę. Jak to często bywa w biednych krajach, urzędnikom „brakuje” drobnych, aby wydać podróżnym resztę. Mamy poczucie, że to 5 EURO w cenie wizy jest dokładnie z tego powodu – aby trudniej było wydać resztę. W końcu, lotnisko udaje nam się opuścić po prawie dwóch godzinach.

Wjeżdżając do Nawakszut mamy wrażenie, że to miasto jest jednym wielkim placem budowy, która zaczęła się dawno temu i nigdy nie skończyła. Murowane budynki są w stanie połowicznego rozpadu i nie wiadomo tylko, czy tak zostały zbudowane, czy powoli pożera je wdzierająca się do miasta pustynia.

Po spokojnej nocy w hotelu, bez ciepłej wody, o 4 nad ranem, obudził nas śpiew muezina wzywającego wiernych na poranną modlitwę. Sunnicka Mauretania, jest podobnie konserwatywna, jak położona tysiące kilometrów od niej Arabia Saudyjska. Wybierając się do Mauretanii trzeba o tym pamiętać i być przygotowanym na respektowanie lokalnego prawa i tradycji, nawet jeśli są dla nas niezrozumiałe lub światopoglądowo niewygodne.

Z samego rana ruszyliśmy na spacer po mieście. Chcieliśmy zdążyć przed największym upałem, przypadającym między 12.00 a 16.00 i zobaczyć najwięcej jak się da. Chcieliśmy również kupić hawli, czyli tradycyjne beduińskie chusty służące do ochraniania głowy przed słońcem i piaskiem. Główne ulice miasta są asfaltowe i mają nawet przyzwoite, choć zaśmiecone chodniki. Wystarczy jednak skręcić w jakąkolwiek boczną uliczkę i nawierzchnia natychmiast staje się piaszczysta. Wspomniane wcześniej śmieci to nieodłączny element krajobrazu w całej Mauretanii. Śmieci są tam wszędzie, w miastach, na pustyni, w parku narodowym na wybrzeżu Oceanu Atlantyckiego.

Samo Nawakszut w niczym nie przypominało nam stolic wcześniej odwiedzonych krajów. Wydawało się zapomnianym miastem gdzieś na obrzeżach pustyni, a okazało się tętniącą życiem metropolią, z tysiącami ludzi na ulicach, gwarem i odgłosami wszelkiego rodzaju pojazdów. Pojazdy to właściwe określenie, nazwa samochód czy motocykl byłaby nadużyciem w stosunku do tej poruszającej się sterty złomu. Karoserie, które kiedyś należały do Mercedesów oraz Toyot nie mają szyb, świateł, są poobijane do wydawałoby się granic przyzwoitości. A jednak ciągle jeżdżą wioząc oprócz kierowcy zdecydowanie więcej pasażerów, niż jest to przyjęte. Siedzi ich po kilku na przednim siedzeniu, a na tylnej kanapie jeszcze więcej. Na ulicach Nawakszut, każdy i w każdym miejscu próbuje zrobić jakiś biznes. Jedni sprzedają cokolwiek, inni to kupują. Sprzedawcy nie są nachalni, wystarczy odmówić gestem lub słowem i nikt nas dalej nie nagabuje. Zaskakująca jest handlowa specjalizacja poszczególnych kwartałów ulic. Są więc na przykład ulice ze sklepikami z telefonami komórkowymi i akcesoriami do nich. Kawałek dalej całą pierzeję zajmują sklepy optyczne, później papiernicze, następnie odzieżowe, itd.

Głównym budynkiem w centrum miasta jest Meczet Saudyjski z imponującymi, wysokimi minaretami. W Mauretanii niewierni mogą podziwiać meczety wyłącznie z zewnątrz. Wstęp do nich jest zakazany dla innowierców. Innymi zauważalnymi budynkami w centrum miasta są ambasady USA, Francji czy Chin. Ambasady w Nawakszut mocno rzucają się w oczy. Ich duża ilość sprawiała wrażenie, przebywania w bardzo ważnej części świata. W rzeczywistości są one dobrze widoczne, ponieważ oprócz meczetów to w zasadzie jedyne zadbane budynki w mieście.

Późnym popołudniem, kiedy gorąco nieznacznie zelżało wybraliśmy się taksówką do Port de Peche. To zdecydowanie najciekawsza część miasta – port rybacki i targ rybny. Z jednej strony targ rybny uderza w nozdrza paskudnym smrodem rozkładającego się na słońcu mięsa, z drugiej – zachwyca feria kolorowych, tradycyjnych łodzi rybackich. Łodzie są wszędzie – na piasku oraz na morzu, Pomalowane w kolorowe wzory. Rozrzucone po całej plaży grupy mężczyzn albo wciągają na ląd łodzie powracające z połowu, albo wodują te ruszające w morze. A wszędzie kręcą się mali chłopcy, którzy przy użyciu kawałka sznurka z haczykiem wędkują i wyciągają na brzeg kolejne rybki. Praca trwa tam od wczesnego ranka do późnego wieczora.

Pod wieczór, w naszym hotelu, odbyła się odprawa dla całej naszej grupy prowadzona przez lokalnego przewodnika. Bouh jest jednym z niewielu tubylców sprawnie posługującym się językiem angielskim. Twierdzi, że nauczył się go z youtube. Nasza grupa jest pierwszą z Polski, którą Bouh gości w Mauretanii. To kraj ciągle tajemniczy i nieodkryty dla naszych rodaków.

Po odprawie, podekscytowani poszliśmy spać. Następnego dnia wcześnie rano mieliśmy opuścić Nawakszut i wyruszyć na Saharę, w kierunku Tichitt.

Zdjęcie ilustrujące wpis: Marta Maciołek

Kontakt Z NAMI

DANE FIRMY

AfricanFive.com Sp. z o. o.
NIP: 1182261266
REGON: 525184210

SIEDZIBA FIRMY

ul. Traugutta 14
05-870 Błonie
Polska